Stellar Plates: Serdecznie dziękujemy, że znalazł Pan dla nas czas. Pełni Pan wiele prestiżowych funkcji – jest Pan przede wszystkim przedsiębiorcą, działającym od 30 lat w branży doradztwa strategicznego dla firm. Poza tym wiceprezydentem Międzynarodowej Akademii Gastronomicznej z siedzibą w Paryżu, prezydentem Polskiej Akademii Gastronomicznej oraz wyłącznym partnerem przewodnika Michelin w Polsce. Czy mógłby Pan przybliżyć, jak dokładnie wygląda model współpracy z przewodnikiem Michelin?

Maciej Dobrzyniecki: Moja współpraca z Przewodnikiem Michelin trwa od kilkunastu lat. Muszę jednak zaznaczyć, że nie mogę się oficjalnie wypowiadać i komentować w imieniu Przewodnika. Faktem jest, że pomagam w typowaniu najwłaściwszych miast czy regionów, które mogą być objęte selekcją Przewodnika.
Ponadto, jako wyłączny Partner Przewodnika Michelin, mam ten wyjątkowy przywilej wręczać corocznie Plakiety Przewodnika Michelin polskim restauratorom, którzy rok w rok muszą potwierdzać standard swoich restauracji aby utrzymać, polepszyć a czasem stracić swój status w wielkiej światowej rodzinie Michelin.

Polska Akademia Gastronomiczna, którą kieruję od blisko 20 lat, jest organizacją skupiającą pasjonatów niezwiązanych na co dzień zarobkowo z gastronomią. Łączy nas pasja do jedzenia. Bierzemy aktywny udział w różnych misjach gastronomicznych, które organizowane są przez naszą centralę w Paryżu. Jeździmy po całym świecie po to, żeby móc porównywać poziomy gastronomiczne poszczególnych destynacji, z zastrzeżeniem subtelnej różnicy pomiędzy pojęciem „gastronomiczny” a „kulinarny”.

SP: To bardzo ciekawe, co Pan powiedział. Czy te liczne wyjazdy z ramienia Międzynarodowej Akademii Gastronomicznej są jakkolwiek powiązane z tym, by na przykład sprawdzić czy dany region ma szansę uzyskać w przyszłości wyróżnienia przewodnika Michelin?

MD: Absolutnie nie. Wyjazdy Międzynarodowej Akademii Gastronomicznej Paryżu nie są związane z działaniami przewodnika Michelin. Jest to raczej realizowanie statutowych misji, które wykonujemy od kilkudziesięciu lat. Odwiedzając się nawzajem, zawsze dokonujemy tak zwanej krytyki konstruktywnej, polegającej na tym, że po każdym menu zapraszamy szefa kuchni, aby przekazać mu uwagi na temat tego, co nam się podobało i co można byłoby udoskonalić lub zmodyfikować. Te wyjazdy i szkolenia z nimi związane, są inicjatywą odrębną od przewodnika Michelin.
Międzynarodowa Akademia Gastronomiczna w siedzibą w Paryżu przyznaje również własne nagrody: międzynarodowe Grand Prix oraz krajowe Prix. Najbardziej prestiżowa z nich to „Grand Prix de l’Art de la Cuisine” (Wielka Nagroda Sztuki Kulinarnej). Wśród 43 szefów kuchni z całego świata, którzy zostali nią uhonorowani (niemal wszyscy posiadają trzy gwiazdki Michelin) znalazł się tylko jeden Polak, tj. Wojciech Modest Amaro, który w momencie przyznawania tej nagrody posiadał jedną gwiazdkę. To był wyjątek, który podkreśla ogrom pracy i argumentacji, jaką musieliśmy wykonać (jako Polska Akademia) promując kandydaturę polskiego szefa, konkurującego w tym momencie z plejadą najwybitniejszych szefów z całego świata.

SP: Z pewnością to ogromne wyróżnienie dla Wojciecha Modesta Amaro, by znaleźć się w tak prestiżowym gronie najlepszych szefów kuchni na świecie. Pan Modest Amaro prowadzi obecnie projekt nazywany „Forgotten Fields Farm”, gdzie na farmie pod Warszawą organizowane są kolacje. Mieliśmy przyjemność uczestniczyć w tym wydarzeniu. Było to bardzo duże przeżycie kulinarne. Bardzo pozytywnie je oceniamy.

MD: Ja na farmie jeszcze nie bylem, zatem wstrzymuję się z komentarzem. Oczywiście gościłem wiele razy w Atelier Amaro w obu jej lokalizacjach i zawsze byłem pod wielkim wrażeniem talentu, techniki i smaku Modesta, bądź co bądź, pierwszego zdobywcy gwiazdki Michelin w Polsce.

SP: Przechodzimy do kolejnego pytania, które będzie związane z rozwojem polskiej gastronomii. Czy Akademia Gastronomiczna w Polsce ma lub powinna mieć wpływ na to, jak miasta i regiony promują swoją kuchnię i restauracje? Czy Akademia pomaga polskim regionom w promowaniu swoich restauracji?

MD: Tak, zdecydowanie. W kwietniu odbył się na przykład ogólnopolski konkurs gastronomiczny pod naszym patronatem, gdzie Polska Akademia Gastronomiczna po raz kolejny była fundatorem dwóch głównych nagród Grand Prix. Konkurs odbył się w Zespole Szkół Gastronomicznych w Gdańsku.
Co więcej, partnerzy Polskiej Akademii Gastronomicznej, którzy pracują z nami od samego początku, pomagają nam we wszystkich projektach szkoleniowych i motywujących młodych ludzi – przyszłych adeptów sztuki kulinarnej. Prowadzimy też cykl szkoleń w kilku miastach Polski dla szefów kuchni, sommelierów i restauratorów. Te spotkania, dotyczą technik kulinarnych, sposobu obsługi gościa, zarządzania restauracją a także tzw. „drugiej karty”, czyli tego wszystkiego, co oprócz jedzenia może być oferowane w restauracji. I to są szkolenia, na których pojawia się w każdym mieście po kilkudziesięciu restauratorów. Opinie, które otrzymujemy po zakończeniu tych wydarzeń, wskazują na realne korzyści, jakie restauratorzy i szefowie kuchni z nich wynoszą.

SP: Wśród naszych obserwatorów na Instagramie znajduje się kilka tysięcy szefów kuchni, dlatego chcielibyśmy zapytać: jakich działań powinna podjąć się polska branża gastronomiczna, aby przyciągnąć więcej gości z zagranicy i zyskać uznanie na międzynarodowej scenie kulinarnej?

MD: Na początku lat 2000 zakończyła się hegemonia kuchni francuskiej i zaczęły pojawiać się nowe ciekawe trendy m.in. jak kuchnie regionalne, kuchnia produktu, modna New Nordic Cousine. Od kilkunastu lat trwa ponadto silny trend ogólnoświatowy pokazywania produktu regionalnego i tzw. kilometra zero, choć jego definicja jest dość dyskusyjna. Moim zdaniem zasięg produktu regionalnego może dotyczyć obszaru nawet do 300 kilometrów, o ile potrafimy obronić historię jego pochodzenia. Więc co zrobić, żeby być atrakcyjnym dla turysty, który przyjeżdża tutaj coś zjeść? W mojej opinii należy skopiować doświadczenia hiszpańskie, które obserwuję od 30 lat. Przecież pod koniec lat 90-tych powszechnie znana wśród przyjezdnych w Hiszpanii była tylko paella. Dzisiaj w Hiszpanii turysta zagraniczny zasila budżet kraju kwotą 30 miliardów euro rocznie, wydając środki tylko na gastronomię. I jest to turysta, który deklaruje, że głównym powodem odwiedzin w Hiszpanii była chęć doświadczenia gastronomicznego w konkretnych restauracjach, bądź spróbowania bardzo specyficznych produktów.
Kolejne 27 miliardów euro to kwota, jaką zagraniczni turyści wydają przy okazji doświadczeń kulinarnych, zapoznając się bliżej z kulturą kraju. Chciałbym, żeby przykład Hiszpanii stał się modelem rozwoju dla polskiej turystyki.
Od pięciu lat z inicjatywy Parlamentu Europejskiego powołany został do życia projekt Europejskiej Stolicy Gastronomicznej. W ubiegłym roku był nią Madryt. W efekcie, od marca 2024 do marca 2025 ruch turystyczny w Madrycie wzrósł o 12%, restauracje zanotowały wzrost obłożenia o 16%. I nie mówimy tu wyłącznie o restauracjach typu fine dining. Jeśliby przyjąć kategoryzację Przewodnika Michelin, według danych statystycznych, ulubionymi restauracjami odwiedzanymi przez grupy foodies, są te z oznaczeniem Bib Gourmand, czyli miejsca o doskonałym współczynniku „value for money”, gdzie z góry wiadomo, że rachunek na osobę nie przekroczy około 50 euro.
Odpowiadając na pytanie jakie czynności należy przedsięwziąć, to przede wszystkim trzeba być naturalnym i oferować to, co my potrafimy. Wcale nie powinniśmy uciekać od tego w czym jesteśmy mocni.
Na świecie kojarzymy się głównie ze schabowym, pierogami, bigosem itd. A mamy przecież znakomitych szefów, kreujących wizerunek Polski poprzez swoje wybitne dania, nie ustępujące liderom tej sztuki na świecie. Choć od pierogów wcale bym nie uciekał! Dotychczas odwiedziłem ponad 550 gwiazdkowych restauracji, a podczas podróży po Europie i świecie zauważyłem, że nasz kraj ma bardzo mocną scenę gastronomiczną, która stale rośnie. Polska ma doskonały produkt. Mamy cudowne warzywa i produkty przetwórstwa mlecznego i mięsnego, świetne piwa, znakomite destylaty. Nad winem będziemy musieli jeszcze popracować i miejmy nadzieję, że z pomocą przyjdzie nam tu w przyszłości przychylniejszy klimat. Najważniejsze, by być naturalnym i potrafić opowiedzieć historię o daniu, które oferujemy gościom. Bardzo ważnym kryterium będzie w najbliższych latach trudna umiejętność „pokazania osobowości szefa kuchni na talerzu”
Naszym błędem w Polsce jest to, że nie mamy społeczności gastronomicznych. Zawsze powtarzam restauratorom: powinniśmy mniej konkurować, a bardziej współpracować, choćby tworząc grupy zakupowe czy opracowując wspólną strategię dla jednego produktu. To mogłoby zainteresować turystów zagranicznych. Zdarzyło mi się ostatnio zaprosić do Polski dwugwiazdkowego szefa kuchni z Hiszpanii – Juanlu Fernándeza. W jednej z wrocławskich restauracji spróbował on polskiego pstrąga. Następnego dnia miał już opracowane kompletne menu, które zamierzał zaserwować w innej restauracji. W nocy sprowadził kurierem kilkanaście kilogramów pstrąga, po czym przygotował swoją hiszpańską interpretację i podał ją gościom. Efekt był niesamowity! Mamy więc pstrąga, mamy swój kawior, mamy wiele innych wyjątkowych produktów.

SP: Wow! To bardzo ciekawa wypowiedź, za którą serdecznie dziękujemy. Na marginesie chcielibyśmy dodać, że niedawno w gastronomicznym portalu E-Hotelarz pojawił się artykuł, że właśnie ten szef kuchni opracuje nowy koncept restauracyjny, w tym menu dla restauracji Artesse w Krakowie oraz restauracji Wierzbowa 15 we Wrocławiu (Redakcja: źródło: https://www.e-hotelarz.pl/artykul/108542/dwugwiazdkowy-szef-kuchni-wspiera-restauracje-sieci-dobry-hotel/).

MD: Bardzo się z tego cieszę i gratuluję tak Destigo Hotels, jak i Juanlu Fernándezowi tego, że potrafili sięgnąć po efekt synergiczny – połączenie doświadczeń dwugwiazdkowego szefa kuchni z ciekawym konceptem obu wymienionych restauracji. Chciałbym przypomnieć, że pierwszy raz zaprosiłem Juanlu do Polski w 2019 roku, z okazji przyznania Krakowowi tytułu Europejskiej Stolicy Kultury Gastronomicznej. W kolejnych latach dwukrotnie gościł on także na dużych wydarzeniach organizowanych przez Akademię. Jestem przekonany, że właśnie stąd wzięło się jego zainteresowanie Polską i sympatia do naszego kraju. Myślę, że rok 2025 i 2026 to lata ciekawych wyzwań, które stoją przed Gdańskiem, gdyż od marca 2025 do marca 2026 to właśnie Gdańsk przejął tytuł bezpośrednio po Madrycie, eliminując szereg europejskich miast i przedstawiając niezwykle ciekawy kalendarz wydarzeń gastronomicznych. Serdecznie gratuluję Gdańskowi oraz Gdańskiej Organizacji Turystycznej, która będzie odpowiedzialna za realizację zadeklarowanego programu. Z wielką nadzieją oczekuję na szereg imprez, które miasto przygotuje w nadchodzących 12 miesiącach.

SP: Czas na kolejne pytanie. Widzimy na przykład w Europie czy w Azji restauracje, które choć nie serwują rozbudowanych kolacji degustacyjnych, z powodzeniem zdobywają gwiazdki Michelin. Czy podobny scenariusz jest możliwy kiedyś w Polsce? Czy restauracje stawiające na prostszą formę podawania dań też mają szansę na tę upragnioną gwiazdkę? Jakie jest Pana zdanie na ten temat?

MD: Oczywiście, że tak. Gościłem w trzech restauracjach, każda z jedną gwiazdką, a żadna z nich nie miała sali – dwie funkcjonowały na ulicy, a trzecia pod plandeką. Wszystkie trzy serwowały wybitną kuchnię regionalną, znajdując się w różnych stronach świata poza Europą: jedna w Ameryce Południowej, dwie w Azji. Tak więc jak najbardziej jest to możliwe. Jestem głęboko przekonany, że Polska prędzej czy później osiągnie poziom, na którym tego typu restauracje oczarowujące inspektorów wybitnym smakiem, będą wyróżniane gwiazdką Michelin. A polscy restauratorzy dokładają wszelkich starań, aby ta liczba z roku na rok rosła. Proszę zauważyć, że pierwsze plakiety, które wręczałem w imieniu przewodnika Michelin, obejmowały zaledwie kilka restauracji, podczas gdy w ubiegłym roku było ich już siedemdziesiąt siedem.

Chciałbym dodać jeszcze jedną rzecz, zastrzegając, że jest to wyłącznie moja osobista opinia, a nie opinia wyłącznego partnera przewodnika Michelin w Polsce. Moim zdaniem polski potencjał jest o wiele większy, niż wynikałoby to z obecnej selekcji. W tym miejscu chciałbym podkreślić ogromną rolę, jaką odgrywają w rozwoju polskiej selekcji Przewodnika Michelin działania promocyjne i szkoleniowe podejmowane przez Polską Organizację Turystyczną w Warszawie i jej regionalnych partnerów. Kampanie reklamowe promujące markę Polski, poprzez nasze, co raz to doskonalsze restauracje, są według mnie świetnym pomysłem. Dziękuję Polskiej Organizacji Turystycznej za prowadzenie tej inicjatywy. Obecnie mamy pięć restauracji jednogwiazdkowych, jedną dwugwiazdkową, 16 z wyróżnieniem Bib Gourmand i 55 z rekomendacją. Scena gastronomiczna Polski będzie w najbliższych latach zdecydowanie rosła.

SP: Tak, mamy naprawdę dobrą kuchnię. Mamy bardzo wielu polskich szefów kuchni, którzy wykonują fantastyczną pracę i jak z nimi rozmawiamy, to oni marzą o gwiazdkach ale jednocześnie dodają, że gwiazdka to od razu oznacza, że muszą zaoferować rozbudowane kolacje degustacyjne. W tym miejscu chcielibyśmy Panu pokazać opracowaną przez nas mapę Polski z zaznaczonymi restauracjami, które oferują kolacje degustacyjne. Można ją znaleźć na stronie internetowej naszego portalu (Redakcja: źródło: https://stellarplates.pl/fine-dining/) . Mapa jest interaktywna i dzięki niej można sprawdzić, czy w danym mieście istnieje jakakolwiek restauracja z ofertą degustacyjną. Zaobserwować możemy, że w Polsce nie ma wielu ośrodków miejskich z bogatą ofertą degustacyjną. Jak widzimy jest 7-8 większych ośrodków miejskich w Polsce, gdzie występuję od kilku do kilkunastu takich restauracji, ale pozostałe miasta mają pojedyncze restauracje z ofertą degustacyjną. Oczywiście nie w każdym mieście musi być gwiazdkowa restauracja, mogą być Bib Gourmand czy rekomendacje. Jednak nasuwa się pytanie, czy jeśli dana restauracja nie oferuje kolacji degustacyjnych, ma w ogóle szansę na gwiazdkę?

MD: Zerknijmy na się światowe rankingi, nie ma obowiązku posiadania menu degustacyjnego. Wystarczy umiejętność pokazania osobowości szefa poprzez artyzm dania.

SP: Jakie były Pana najciekawsze lub najbardziej zaskakujące kulinarne przygody na przestrzeni wszystkich lat? Co Pana najbardziej zaskoczyło i gdzie?

MD: Największym zaskoczeniem okazała się wizyta w nowojorskiej restauracji Eleven Madison Park, prowadzonej przez szefa Daniela Humm’a. Odwiedziłem ją zaraz po pandemii, gdy szef zdecydował się całkowicie zmienić koncepcję restauracji na kuchnię wegańską. Nie miał on pewności, czy uda mu się utrzymać trzy gwiazdki, lecz ostatecznie dopiął swego, a ja byłem pod ogromnym wrażeniem tej transformacji. Wiem, jak trudno jest osiągnąć pełnię smaku bez chociażby takiego składnika, jak masło!
Moim drugim niezapomnianym doświadczeniem była kolacja u szefa Gaggana w Bangkoku. Szef Gaggan pochodzi z Indii, a swoją sławę zyskał między innymi dzięki nowatorskiemu podejściu do tradycyjnej kuchni. Zaserwował nam kolację w prywatnej sali, w rytmie ulubionej muzyki, która zmieniała się przy każdym kolejnym daniu. Kulminacyjnym punktem było danie, do którego nie podano żadnych sztućców – mieliśmy je dosłownie zlizać z talerza, zgodnie z koncepcją zaproponowaną przez szefa kuchni. Było to niezwykle oryginalne i fascynujące przeżycie.

Kolejne trzygwiazdkowe doświadczenie to Osteria Francescana w Modenie, gdzie miałem przyjemność delektować się fantastycznym daniem, wykraczającym poza menu tego dnia. Szef Massimo Bottura uraczył nas ravioli według przepisu swojej babci, podając do tego wyjątkowy parmezan od tzw. „białych krów”– smakował zupełnie inaczej, niż znane mi dotąd odmiany. Na pożegnanie otrzymaliśmy po kawałku tego sera i przyznam, że szybko się skończył. Na marginesie dodam tylko, że w ramach współpracy Polska Akademia Gastronomiczna wysłała już do powyższych restauracji na staże kilku szefów-praktykantów.
Natomiast jeśli chodzi o Pana pytanie o region, który mnie szczególnie zachwycił, to zdecydowanie Kraj Basków. Uwielbiam tamtejszą prostą, nieskomplikowaną kuchnię. Co ciekawe, właśnie tam przypada najwięcej gwiazdek Michelin w przeliczeniu na mieszkańca – podobnie zresztą jak w Tokio. Mimo to zdarzyło mi się trafić na miejsce, którego w zasadzie nie sposób nazwać restauracją. Znajdowało się w piwnicy, do której wchodziło się przez niepozorne drzwi, pukając i wywołując znajome nazwisko jako „przepustkę”. Jeśli znacie odpowiednią osobę, to was wpuszczą. Na miejscu nie było żadnego menu – po prostu podawano kolejne talerze, a po posiłku płaciło się ustaloną kwotę (około 60 euro). Jedzenie okazało się fenomenalne. Tu chciałbym jeszcze opowiedzieć małą anegdotę. Otóż, następnego dnia, gdy kupiliśmy butelkę wina i zaczęliśmy rozmawiać z właścicielem, zapytałem go, jak właściwie prowadzi ten „biznes”. Odpowiedział, że to wcale nie jest biznes, a przyjemność – z kolei pieniądze, które pobiera, służą wyłącznie na zakup składników na kolejny dzień. Dowiedziałem się też, że wcześniej próbował się tam dostać pewien francuski szef kuchni z trzema gwiazdkami, lecz nie znał odpowiedniego nazwiska, więc go nie wpuszczono. „Kim byś nie był, nie znam cię” – usłyszał w drzwiach. Może brzmieć to zabawnie, ale wspominam tę sytuację niezwykle ciepło. Miejsce to nie miało żadnej rekomendacji w przewodnikach, a mimo to było prawdziwie wyjątkowe.

SP: Genialne przeżycia! A które miejsca na kulinarnej mapie świata szczególnie Pan lubi? Czy są miejsca, co do których zawsze Pan jeździ z wielką przyjemnością?

MD: Wspominałem już o kuchni Kraju Basków, a także o kuchni śródziemnomorskiej. Jestem może nieobiektywny, ale uważam, że kuchnia hiszpańska jest niesamowicie bogata w smaki i opiera się na znakomitej jakości produktach. Co ważne, aby się nią zachwycić, wcale nie potrzeba fine diningu.
Ponad to, jestem wielkim fanem dań z Lewantu, szczególnie zaś kuchni libańskiej. Niestety, z przyczyn politycznych, trudno teraz wybrać się do samego Libanu, jednak na świecie – na przykład w Emiratach Arabskich, czy w Londynie – znajdziemy rewelacyjne libańskie restauracje, które warto odwiedzić dla ich wybitnych smaków. Bardzo brakuje mi prawdziwie libańskiej restauracji w Polsce!

SP: Jakie mity lub błędne wyobrażenia na temat restauracji nagrodzonych gwiazdkami Michelin spotyka Pan najczęściej w Polsce? My, na przykład, dość często słyszymy opinię, że w takich miejscach serwuje się „mikroskopijne porcje” i nie sposób się nimi najeść. Tymczasem my sami przekonaliśmy się wielokrotnie, że po wyjściu z takiej restauracji człowiek jest bardziej najedzony niż po kolacji w restauracji ze standardowym menu. A jak to wygląda z Pańskiej perspektywy?

MD: Wiele zależy od tego, czego goście oczekują. Nie chciałbym się ograniczać wyłącznie do „gwiazdkowych” restauracji, więc odniosę się do kuchni typu fine dining. Wizyta w takim lokalu zawsze powinna kończyć się pełną satysfakcją, gdyż każdy szef kuchni doskonale zna wartość energetyczną swoich dań i choć porcje mogą wydawać się niewielkie, w ostatecznym rozrachunku są absolutnie wystarczające.
W restauracjach fine dining nie chodzi bowiem wyłącznie o to, żeby się nasycić, lecz by przeżyć swoisty festiwal smaków. Często oprócz menu degustacyjnego dostępna jest także opcja à la carte, dzięki czemu, jeżeli ktoś polubi szczególnie jakieś danie z menu degustacyjnego, przy kolejnej wizycie może zamówić je jako pełne danie. Muszę przyznać, że nigdy nie zdarzyło mi się wyjść z kolacji degustacyjnej z uczuciem nienasycenia.
Często widzimy w mediach społecznościowych zdjęcie jednego elementu z menu degustacyjnego i dość często pojawiają się komentarze: „Przecież tym nie da się najeść!” Tyle, że jest to jedno z wielu dań, które składają się na całe menu. Dochodzą amuse-bouche, przystawki, dania główne, przed-desery a potem kilka deserów i petit four. Kiedy wszystko to zsumujemy, okazuje się, że taki posiłek prócz satysfakcji, dostarcza także naprawdę solidną dawkę energii.

SP: Oprócz pełnienia wspomnianych wcześniej przez Pana funkcji, jest Pan również Konsulem Honorowym Królestwa Hiszpanii. Jak z tej perspektywy ocenia Pan potencjał współpracy między polskimi i hiszpańskimi restauracjami, szefami kuchni czy organizacjami branżowymi?

MD: Tym właśnie zajmuję się od blisko dwudziestu pięciu lat – staram się, aby wymiana pomiędzy Hiszpanią a Polską przebiegała jak najlepiej. Nie narzekam na ilość hiszpańskich restauracji w Polsce. Już wkrótce ruszy nowy projekt, o którym dowiedzą się Państwo jako jedni z pierwszych. Planujemy uruchomić go jeszcze przed wakacjami, a będzie to niezwykle ciekawa inicjatywa, łącząca właśnie Polskę i Hiszpanię.
Bardzo mnie cieszy, że w Polsce pojawia się coraz więcej hiszpańskich szefów kuchni. Na przykład Paco Pérez 6 lat temu zainicjował projekt w Gdańsku, a Juanlu Fernández, o którym była mowa wcześniej, także rozwija swoje międzynarodowe działania w naszym kraju. Kolejni kucharze również są zainteresowani tym dynamicznie rozwijającym się rynkiem.

SP: To teraz dwa ostatnie pytania. Jeśli uzna Pan, że nie może odpowiedzieć, to jak najbardziej uszanujemy to i nie będziemy dopytywać. Czy w Polsce będzie kiedykolwiek restauracja z trzema gwiazdkami przewodnika Michelin?

MD: Od blisko 20 lat zadaniem Akademii Gastronomicznej w Polsce jest realizowanie naszych celów statutowych, polegających na stałym podnoszeniu poziomu polskiej gastronomii na najwyższe poziomy.

SP: Ostatnie pytanie dotyczyć będzie tego, czy w najbliższym możemy liczyć na powiększenie się polskiej listy restauracji, wyróżnionych w Przewodniku, o nowe regiony?

MD: Każde nowe miasto i region, który ujęty zostaje w selekcji Przewodnika Michelin, wywołuje moją wielką radość. Ponadto rozmawiamy w szczególnym dniu dla polskiej gastronomii, gdy właśnie dziś, po intensywnym okresie przygotowań, szkoleń i konsolidacji środowiska gastronomicznego do światowej rodziny Michelin dołącza kolejne miasto z Polski z bogatą ofertą gastronomiczną. Gratuluje władzom miasta Wrocław wielkiej determinacji, motywacji i bardzo skutecznych działań na ścieżce budowy rozpoznawalności destynacji turystycznej Wrocławia.

SP: Bardzo dziękujemy za poświęcony czas i wyczerpujące odpowiedzi.