Nasza wizyta w Restauracji Eliksir odbyła się na początku lipca, stąd tez w menu mogły nastąpić pewne zmiany, jednakże zakładamy, że wrażenia pozostają na podobnym poziomie.
Restauracja Eliksir na polskiej scenie gastronomicznej zyskała sławę przede wszystkim dzięki temu, że jako pierwsza restauracja w Polsce otrzymała zieloną gwiazdkę Michelin. Jest ona przyznawana tym, którzy prowadzą swoją działalność gastronomiczną w sposób zrównoważony, stosując jak najwięcej sposobów, aby ograniczyć zużycie zasobów i minimalizując negatywny wpływ na środowisko.
Gdańszczanie i mieszkańcy Trójmiasta znali tę restaurację już wcześniej, gdyż dość wysoko plasowała się w popularnych rankingach najlepszych restauracji miasta. Ale teraz ta sława zatoczyła nieco szersze kręgi.
Eliksir można znaleźć na modnym osiedlu Garnizon w gdańskim Wrzeszczu. Nazwa osiedla nie jest przypadkowa, ponieważ na tym terenie mieściły się kiedyś pruskie koszary, a następnie teren należał do polskiego wojska. Stosunkowo niedawno stało się ono tętniącym życiem osiedlem z licznymi restauracjami, sklepami czy galeriami sztuki. Budynek, w którym mieści się Eliksir należy do zabudowań historycznych osiedla. Został zbudowany w 1882 roku i był wówczas domkiem komendanta. Do tej historii w pomysłowy sposób nawiązuje również menu degustacyjne.

Wejście do Eliksiru jest dość niepozorne, natomiast uwagę zwracają przytulne wnętrza, ceglane ściany oraz drewniane meble. Zaraz po wejściu trafiamy na bar z jednym z najdłuższych blatów w Polsce oraz pokaźną kolekcją alkoholi. Eliksir to przecież nie tylko restauracja, ale również cocktail bar. Zresztą początkowo miał być to przede wszystkim cocktail bar z przekąskami, ale ewoluował w dobrym kierunku, co potwierdzają pozytywne opinie gości. Na całą kuchnią czuwa szef Paweł Wątor i w naszej opinii robi to bardzo dobrze.
Menu restauracji oferuje nam różne możliwości, od wyboru a’la carte po 6-daniowe menu degustacyjne w wersji klasycznej i wegetariańskiej z możliwością dobrania cocktail pairingu w opcji alkoholowej lub bezalkoholowej. Zdecydowaliśmy się na klasyczną degustację z pairingiem koktajli.
Na przekąskę a samym początku podano nam 2 rodzaje wypiekanego tego dnia pieczywa z masłem z koperkiem, napowietrzony smalec z cebulką i wegańska pasta z bakłażana z miso. Dodatki do pieczywa nas bardzo pozytywnie zaskoczyły. Mimo że nie jesteśmy fanami smalcu, jego puszysta wersja nas zachwyciła. A jeszcze lepsze wrażenie zrobiła pasta z bakłażana. Zdecydowanie udany początek.

Następnie na stole pojawił się tatar z polędwicy wołowej z płynnym żółtkiem, rzodkiewką i szkłem ziemniaczanym. Uzupełnieniem tej przystawki był koktajl na bazie szkockiej whisky z syropem jabłkowym i tynkturą z gorczcycy. Tatar mimo nowoczesnych dodatków był dość klasyczny w smaku, natomiast interesującym uzupełnieniem był wspomniany wcześniej koktajl, który faktycznie czynił przystawkę wyjątkową.
Dodatkiem do kolejnej przystawki był koktajl na bazie ginu, soku z cytryny, szampana i sorbetu z czarnego bzu. Podano go z pâté z jesiotra z kawiorem, z dodatkiem ogórka i żelki z hibiskusem. Pâté z jesiotra było wyśmienite, szczególnie w połączeniu z ogórkiem. Nie mamy również zastrzeżeń do żadnego z podanych składników z osobna, natomiast w naszym odczuciu żelka z hibiskusem była nieco obok dania, podobnie jak koktajl.

Żurek na kiszonym selerze z czipsami z boczku, konfitowanym porem i jajkiem przepiórczym był dla nas gwiazdą wieczoru. Chętnie powrócilibyśmy do Eliksiru między innymi po to, aby po raz kolejny go skosztować. W zupie mocno wyczuwalny był seler, ale bardzo wyważony, taki, który będzie smakować nawet tym, którzy myślą, że nie lubią tego warzywa. Jeśli szukalibyśmy najbliższych skojarzeń, to moglibyśmy powiedzieć, że w smaku żurek przypominał nieco zupę szczawiową. Ta odsłona żurku bardzo odbiegała od znanych nam smaków, ale z każdą kolejną łyżką żałowaliśmy, że powoli odsłaniamy dno talerza.

Kolejnym daniem również się nie zawiedliśmy. Był to boczek ze świni jabłkowej z puree ze skorzonery z gorczycą, ziemniakiem z ogniska, jus wieprzowym i żelem z jabłka. Ciekawym uzupełnieniem był koktajl na bazie whisky irlandzkiej kordiałem z truskawki z pieprzem i solą selerową. Spodziewaliśmy się czegoś na bazie żubrówki bądź calvadosu, ale autorom pairingu udało się nas zaskoczyć.

Jako intermezzo podano likier ramazotti z jaśminem – taki przerywnik dla oczyszczenia kubków smakowych. A to akurat się przydało, bo bazą kolejnego dania była ryba, a konkretnie pstrąg z relishem z agrestu, puree z pietruszki oraz krokietem. Uzupełnieniem był koktajl na bazie lillet i limonki kaffir z winem musującym gostart. Wszystkie składniki były wyśmienite i aż trochę nam było żal, ze przytłoczyły delikatną rybę, bo danie ma potencjał.

Największym zaskoczeniem wieczoru były lody jagodowe przygotowane przy naszym stoliku przy użyciu ciekłego azotu. Ciekawym pomysłem jest powiązanie tego pokazu z historią budynku. Ale nie będziemy zdradzać więcej szczegółów… Lody może nie wyglądały nadzwyczaj elegancko, ale dla nas liczył się show, a ten był wyborny. Podobnie jak lody.

Najpiękniejszym daniem wieczoru było kaszubskie tiramisu wykonane z makowego biszkoptu nasączanego kawą z kremem z domowym mascaropone, oblane białą czekolada z makiem i podane z truskawkami (kaszubskimi!) w trzech postaciach – sorbetu, żelu i kawałków truskawek. Do tego zaserwowano wariację na temat espresso martini z rumem infuzowanym turflą.

Wieczór w Eliksirze uznajemy za bardzo udany. Cała przesympatyczna załoga starała się zrobić na gościach (nie tylko na nas) jak największe, jak najlepsze wrażenie. Mimo że ciekły azot znaliśmy wcześniej, rzadko jest w Polsce używany do produkcji lodów przy gościach, więc za to dajemy ogromny plus, ponieważ oprócz wyśmienitego jedzenia dostaliśmy również sporą porcję rozrywki.
Chętnie wypróbujemy w przyszłości nowe pomysły szefa kuchni. Kuchnia nawiązująca do tradycji a autorskim twistem sprawia, że Eliksir to też fajne miejsce, żeby zaprosić kogoś, kto nie ma doświadczenia w menu degustacyjnym, ale chciałby spróbować.